Alone in the Dark – Recenzja

Opublikowano: 06.08.2024

Aktualizacja: 08.08.2024

Autor: Walle_90

Przeczytasz w: 10 min.

Alone in The Dark. Mężczyzna i kobieta wspólnie spoglądają na coś niewyjaśnionego.

Zdjęcie: Pieces Interactive / Alone in the Dark (wyd. 2024r.)

Kiedy w 1992 roku zadebiutował oryginalny Alone in the Dark zarówno gry 3D, jak i survival horrory dopiero raczkowały. To właśnie ten tytuł tak naprawdę położył podwaliny i wyznaczył pewne standardy dla całego gatunku. Dzieło Frédérick-a Raynal-a i francuskiej ekipy Infogrames było czymś, z czego wypuszczony 4 lata później Resident Evil czerpał całymi garściami. Natomiast po sukcesie Japończyków z Capcom-u większość survival horrorów przyjęła podobne założenia. Na reboot pierwszej części Alone in the Dark przyszło nam czekać praktycznie 32 lat. Jak on wypadł i czy odnajduje się w dzisiejszych realiach? No cóż, przekonajmy się!

Za obecne wcielenie Samych w Ciemności odpowiada szwedzkie Pieces Interactive i jest to chyba ich pierwszy, aż tak ambitny projekt. Samo studio tworzyło do tej pory raczej mniejsze i mniej znane tytuły. Dopiero zrobione przez nich: „Magicka 2”, „Titan Quest: Ragnarok’, czy „Titan Quest Atlantis” mogą być kojarzone przez nieco większe grono graczy.

Fabularnie reboot nawiązuje odrobinę do założeń z pierwowzoru. Tak więc mamy lata 20 -30 XX wieku. Miejsce akcji to położona gdzieś na bagnach Luizjany posiadłość Derceto, będąca obecnie kliniką psychiatryczną. Emily Hartwood dostaje niepokojący list od swojego wuja Jeremiego, który jest jednym z rezydentów owej kliniki. W liście twierdzi on, że cały personel jest niczym więcej jak sektą działająca na rzecz tajemniczego Mrocznego Mężczyzny (przez którego Jeremy wydaje się powoli opętywany). Natomiast sama klinika padła ofiarą bliżej nieokreślonego zła. Prosi przy tym swoją bratanicę, żeby trzymała się od tego wszystkiego z daleka. Zaniepokojona Emily wynajmuje prywatnego detektywa Edwarda Carnb-iego i razem ruszają do Derceto, aby zbadać sprawę i odnaleźć jej nieszczęsnego krewnego.

Poza dziarskim detektywem, panią Hartwood i jej wujkiem w Luizjańskim psychiatryku spotykamy jeszcze kilka innych osób. I tutaj dochodzimy do pierwszej naprawdę mocnej strony gry, mianowicie każda z napotkanych przez nas postaci jest świetnie wykreowana. Projektanci graficzni, osoby odpowiedzialne za scenariusz, jak i aktorzy wcielający się w postacie odwalili kawał dobrej roboty.

Co do aktorów warto wspomnieć o tym, że Pieces Interactive sięgnęło po 2 naprawdę dość znane nazwiska dla głównych ról. W Edwarda wciela się David Harbour, chyba najbardziej znany jako szeryf Hopper z „Stranger Things”. Występował on również np. w serialu „Banshee”, czy jeszcze dość świeżym filmie „Gran Turismo” z 2023 roku. Jak dla mnie kapitalnie odegrał on role prywatnego detektywa z własnym problemami. Była to najbardziej wyrazista postać w grze.
Rola Emily przypadła natomiast Jodie Comer, aktorce z nieco mniejszym dorobkiem niż Harbour, ale wciąż rozpoznawalnej z serialu „Obsesja Eve”, czy chociażby filmu „Free Guy”. Ogólnie poza bohaterami głównymi każdy NPC jest pełnokrwisty i autentyczny, da się wyczuć jego charakter i osobowość, a czyny i sposób bycia idealnie pasują do amerykańskich lat 20, jak i mrocznego lovecraft-owego klimatu posiadłości na bagnach.

Sam klimat to również kolejny duży plus, Derceto samo w sobie robi wrażenie, wielka, stara, prawie pusta posiadłość, która jeszcze jakoś się trzyma, ale widać, że lata świetności ma już za sobą. Na początku można się w niej dość łatwo pogubić. To właśnie podczas przechadzania się jej korytarzami, słuchając brzmiącego w tle jazzu, próbując otworzyć kolejne drzwi, oglądając świetne cutscenki, rozwiązując kolejne zagadki i szukając kolejnych notatek oraz znajdziek najmocniej wczuwamy się w grę.

Reszta lokacji, do których rzuca nas Alone in the Dark, też jest klimatycznie zaprojektowana i jednocześnie zróżnicowania. Ogólnie wygląda to tak, że po ukończeniu w nich zadań lądujemy ponownie w posiadłości, która jest głównym miejscem akcji. Nie chce zbyt dokładnie pisać gdzie trafimy, żeby nie popsuć wam zabawy, ale uwierzcie, że pod względem różnorodności nudy nie zaznacie. Niestety miejscówki te są znacznie mniejsze i sztucznie ograniczane, przez czasem niezwykle chamskie, niewidzialne ściany. Psuje to dobre wrażenie i jak na cenę gry wynosząca około 250 zł jest po prostu słabe. Co do oprawy graficznej, jest po prostu dobra, wszystkie miejsca, przedmioty i postacie wyglądają tak, jak powinny. Styl graficzny odpowiednio współgra z klimatem, jest dość ładny, jednak ciężko się nad nim zachwycać, bo nie ma w nim nic spektakularnego.

Skoro mówiłem już o klimacie i miejscach, które przyjdzie nam odwiedzić, to trzeba wspomnieć o tym, że gra raczej nie zawiera jumpscare-ów. Jest to kolejna miła niespodzianka, bo produkcja szwedzkiego studia buduje napięcie i niepokój przez klimat, nagłe, zupełnie niespodziewane zmiany otoczenia i cutscenki. Nic tutaj nie sprawi, że nagle podskoczymy pod sam sufit.

Kolejnym istotnym elementem są zagadki logiczne, gdyż to w dużej mierze poprzez ich rozwiązywanie pchamy fabule do przodu. W większości są to różnego rodzaju puzzle i dopasowywanie elementów, kilka razy przyjdzie nam też odgadnąć kombinacje do różnych zamków. Jest też kombinowanie nad ułożeniem cyfr na specjalnym talizmanie, który otwiera przejścia do wspomnianych wczesnej mniejszych lokacji. Łamigłówki zazwyczaj nie są zbyt trudne, ale czasem trzeba skorzystać ze znalezionych wcześniej notatek, żeby znaleźć odpowiednie rozwiązanie.

Podczas eksploracji Derceto i reszty miejscówek oprócz zapisków, znajdujemy też różne fanty, tzw. Lagniappe. Możemy skompletować 15 setów po 3 znajdzki każdy. Dzięki nim odblokowujemy fragmenty wiedzy tajemnej, dodatkowe zakończenia gry, dubeltówkę jako jedną z dodatkowych broni i jedno dodatkowe wspomnienie. Tutaj pojawia się kolejna wada, bo o ile dubeltówka znacznie ułatwia walkę, tak większość fragmentów wiedzy zakazanej jest zwyczajnie kiepskich i w żaden sposób nie wynagradzają trudu ich szukania. Alternatywne zakończenia również nie mają jakiegoś efektu wow. W skrócie udało mi się skompletować 13 z 15 setów i czuje, że zwyczajnie zmarnowałem swój czas na ich szukanie.

Niestety na tym słabe strony najnowszego dziecka Pieces Interactive się nie kończą. Podczas swojej rozgrywki wielokrotnie natrafiałem na różne, drobne bugi. Kilkukrotnie moja postać potrafiła zaklinować się w teksturach tak, że sytuacje ratowało tylko wczytanie save-a. Innym razem przyparty do muru w walce z potworami wpadłem pod tekstury. Przemapownie jednego działania w formie QTE pod inny przycisk sprawiało, że to QTE nie chciało być rejestrowane, pomimo uporczywego naparzania w wybrany przycisk. W menu po zgonie czasem nie pokazywał się kursor, żeby kliknąć wczytanie save-a.. Czasem miałem też wrażenie, że muzyka podczas gry potrafiła urwać się nagle w niezaplanowany sposób. To wszystko niby drobnostki, ale potrafiły one skutecznie zirytować i nieco psuć zabawę.

Wśród wad niektórzy wymieniają jeszcze kiepską optymalizację, Ja na szczęście nie miałem z tym problemów i byłem w stanie utrzymać 60 fpsów w rozdzielczości 1440p na maksymalnych ustawieniach graficznych.

Największą wadą tej produkcji jest walka, którą szwedzkie studio całkowicie skopało. Do dyspozycji mamy 3 bronie, są to: rewolwer lub pistolet (w zależności którą postacią gramy), wspomniana wcześniej dubeltówka i pistolet maszynowy. Za apteczki służy nam… whisky, której możemy mieć kilka porcji w zapasie. Starcia z potworami są strasznie ociężale, drewniane i czasem niesamowicie wkurzające. Przez całą grę spotykamy zaledwie 5 rodzajów przeciwników. Ich AI jest praktycznie zerowe i robią za dość pojemne gąbki na kule. Kiedy nas zauważą, idą prosto na nas, praktycznie ładując się pod lufę. Tylko 1 z nich potrafi atakować z dystansu. Kiedy zabraknie kul lub maszkary podejdą dostatecznie blisko, można bić je z malee przy pomocy podnoszonych z ziemi wihajstrów. Można stosować również uniki, problem w tym, że wszystkie te manewry cechuje dość duża bezwładność i opóźnienie. Krótko mówiąc, jeśli podejdzie do nas kilka potworów, to prędzej nas zabiją, niż zdołamy je w ten sposób załatwić. Przyjdzie nam również walczyć z bossami, jednak tutaj również szału nie ma.

Ostatnią kwestią wartą wspomnienia jest ponowne przejście tej przygody. Twórcy wspominali, że aby poznać w pełni historię, trzeba ukończyć grę zarówno Emily, jak i Edwardem. Fabuła podzielona jest na 5 rozdziałów i posiada 5 różnych zakończeń (ja odblokowaniem praktycznie 4). Pierwsze przejcie trwa jakieś 13 godzin i jest naprawdę niezłe. Jednak niestety 2 podejście gameplay-owo jest w 90% IDENTYCZNE! Owszem historie różnią się zupełnie innymi cutscenkami i rozmowami z postaciami. Niestety poza pewnymi różnicami w rozdziale czwartym, który jest poświęcony osobistym historiom Edwarda i Emily (gdzie osobisty wątek Pani Hartwood wydaje mi się odrobinę lepszy) gameplay jest niemal identyczny. Można było to zrobić dużo lepiej.

Reboot Alone in the Dark jest produkcją gdzie mamy niezły watek fabularny, świetną grę aktorską i dobrze stworze postacie. Naprawdę dobry klimat, muzykę i przyjemne eksplorowanie posiadłości Derceto, oraz fajne zróżnicowane pozostałych lokacji. Czuć, że gra była tworzona jako tytuł co najmniej AA. Pokuszono się nawet o zatrudnienie całkiem rozpoznawalnych aktorów. Jednak z drugiej strony widać, że studiu Pieces Interactive chyba jeszcze nieco brakuje doświadczania w tworzeniu tego typu gier. Pojawiły się takie wady jak archaiczne niewidzialne ściany, różne bugi i błędy techniczne, całkowicie skopana walka połączona z małą różnorodnością przeciwników i ich mierną AI. Wybór grywalnej postaci miał zapewnić dodatkowe godziny rozgrywki, więcej zabawy i pewne uzupełnienie fabularne. O ile z tym ostatnim się udało, to wydaje mi się, że deweloperom zabrakło pomysłu, środków lub czasu (a, może wszystkiego po trochu), żeby bardziej urozmaicić kolejne przejście gry. Historia zawarta w grze naprawdę daje spore pole do popisu pod tym względem. Jak zatem oceniam całość? Jako naprawdę dobrego, solidnego średniaka, którego wady tłamszą jego potencjał do stania się grą bardzo dobrą. Warto dać mu szanse jak nieco stanieje.

Ocena końcowa

7/10

Plusy

  • Nawet niezła fabuła
  • Klimat
  • Świetnie wykreowane postacie
  • Równie dobra gra aktorska
  • Cutscenki i dialogi
  • Muzyka
  • Przyjemne eksplorowanie Derceto
  • Zróżnicowane lokacje
  • Gra straszy klimatem, a nie jumpscare-ami

Minusy

  • Walka w tej grze to tragedia
  • Potyczki z bossami
  • Słabe AI przeciwników i ich zróżnicowane
  • Niewidzialne ściany w mniejszych lokacjach
  • Bugi i błędy techniczne
  • Drugie przejście inną postacią to w 90% praktycznie to samo doświadczenie
Walle_90

Autor:
Walle_90
Rubaszny streamer, o specyficznym poczuciu humoru... :) Uwielbia gry wszelakie. Od shooterów, RPGów, horrorów , po gry akcji, taktyczne, RTSy... i sporą cześć tego co pomiędzy. Indiana Jones wszelkiego rodzaju znajdziek, sekretów, achievementów i "wielkanocnych jajek" :)

Poprzedni artykułFallout – Sezon Pierwszy!
Kolejny artykułKlasycznie o czołgach......