Recenzja Silent Hill f – Tajemnice, trauma i… stamina
Opublikowano: 07.10.2025
Autor: Walle_90

Zdjęcie: Silent Hill f / NeoBards Entertainment Ltd. / KONAMI (wyd. 2025)
Recenzja Silent Hill f, najnowszej odsłony japońskiej kultowej serii horrorów, nie była łatwa do napisania. Japończycy mają swoje unikalne podejście do straszenia, dlatego początkowo nie byłem pewny, czy nowa produkcja Konami trafi w mój gust. A jednak – gra okazała się japońska do szpiku kości: od miejsca akcji, przez narrację, po design potworów i ścieżkę dźwiękową. Pierwsze materiały budziły mieszane uczucia, ale gdy zacząłem grać – wsiąkłem bez reszty. To naprawdę solidny survival horror, choć nie bez wad. Jakich? O tym w dalszej części recenzji.
Fabuła prosta, ale wciągająca
Historia toczy się w Japonii lat 60. XX wieku, w fikcyjnym miasteczku Ebisugaoka. Gramy jako Hinako – nastolatka żyjąca w toksycznej rodzinie. Po jednej z kłótni dziewczyna opuszcza dom, by spotkać się z przyjaciółmi, co nieoczekiwanie przeradza się w walkę o przetrwanie.
Choć fabuła jest dość prosta, to okazuje się jednym z najmocniejszych punktów gry. Rozkręca się szybko, jest ciężka, tajemnicza i chwilami wręcz psychodeliczna. Niewielka liczba postaci tylko zagęszcza atmosferę. Tempo rozgrywki jest spokojne, ale narracja trzyma w napięciu do końca. Pierwsze przejście zajmuje około 12 godzin. Jednak aby odkryć wszystkie tajemnice i niuanse historii, konieczne jest przejście jej minimum dwukrotnie, w tym raz w trybie Nowa Gra+. Tylko po jej aktywacji pojawi się uzupełniająca zawartość.
Klimat jak z japońskiej legendy
Atmosfera to jeden z najmocniejszych elementów Silent Hill f i tutaj gra błyszczy. Lokacje zostały zaprojektowane z dużą dbałością o detale – od zatłoczonych uliczek Ebisugaoki, przez ryżowe pola, aż po tajemnicze świątynie. Wszystko to wygląda wiarygodnie i mocno osadzone jest w japońskich realiach.
Styl dialogów i narracji przypomina anime lub japońskie dramy. Nie znajdziemy tu odniesień do kultury europejskiej czy amerykańskiej – to czysta Japonia, pełna lokalnych odniesień, folkloru i estetyki. Potwory przywodzą na myśl demony z tamtego rejonu świata, a niektóre sceny – zwłaszcza rytualne – potrafią być naprawdę duszne, mistyczne i dziwnie niepokojące. Całość dopełnia subtelna, dobrze dobrana muzyka – oszczędna, ale idealnie komponująca się z wydarzeniami na ekranie.
Silent Hill f jest mroczne, mgliste i pełne detali
Gra działa na Unreal Engine 5 i prezentuje się świetnie. Przez większość czasu utrzymana jest w mrocznej, przytłaczającej estetyce. Mgła – znak rozpoznawczy serii – wygląda znakomicie: gęsta, ciężka, niemal fizyczna. Modele postaci, budynki i potwory wykonano z dużą dbałością o detale. Niektóre stworzenia, które napotkamy, wyglądają naprawdę odrażająco. Animacje również zasługują na pochwałę – manekiny poruszają się szarpanie i nienaturalnie, podczas gdy żywe istoty mają odpowiednią płynność. Jedyna rzecz, do której mogę się tutaj przyczepić, to dość istotna różnica jakości pomiędzy scenkami przerywnikowymi a samą grą – te pierwsze wyglądają nieco lepiej niż gameplay na najwyższych ustawieniach. Ale to drobnostka, która nie przeszkadza w odbiorze gry.
Mechanika grozy – świetne pomysły, słabe wykonanie
O ile do tej pory Silent Hill f prezentowało się naprawdę solidnie, to przy mechanikach rozgrywki zaczynają się schody. Najwięcej emocji (i frustracji) budzi system walki, który wygląda jakby był wyciągnięty z jakiegoś action RPG lub soulslike’a. Walczymy tu bronią białą lub obuchową, a większość z nich się zużywa. Do dyspozycji mamy mocny i słaby cios, uniki (także perfekcyjne), pasek staminy i poczytalności, kontry, a nawet ataki ładowane.
Brzmi imponująco, ale w praktyce sprawdza się tylko na początku. Po 2–3 godzinach walki potrafią nużyć i irytować. Szczególnie gdy trafiamy na więcej niż jednego przeciwnika – wtedy starcia często przypominają walkę z systemem, a nie z potworami. Stamina wyczerpuje się błyskawicznie, a animacje bywają zbyt ociężałe, by precyzyjnie reagować. Problemem jest również balans poziomów trudności. Tryb „wymagający” (czyli odpowiednik średniego) jest zdecydowanie zbyt trudny – przeciwnicy mają przesadnie dużo punktów życia i zadają bardzo duże obrażenia. Z kolei poziom „fabularny” (łatwy) niemal nie stawia przed graczem żadnych wyzwań – poza kilkoma wyjątkami.
Na minus wypada również system zarządzania ekwipunkiem. Dostajemy aż osiem slotów szybkiego użytku, co brzmi dobrze… dopóki nie zaczynamy się gubić, co jest przypisane do którego klawisza. Problem potęguje fakt, że przy bardziej wymagających walkach często musimy korzystać z całego zapasu przedmiotów leczących i wzmacniających – chaos w ekwipunku staje się wtedy wyjątkowo odczuwalny.
Na szczęście nie wszystko w mechanice kuleje. Bardzo pozytywnie wypadają zagadki logiczne – szczególnie na wyższym poziomie trudności. Są różnorodne, dobrze zaprojektowane i zmuszają do myślenia, ale nie są przy tym nielogiczne ani przekombinowane. Warto też wspomnieć o „amuletach” – znajdowanych w trakcie gry przedmiotach, które po założeniu zapewniają różne bonusy (np. lepszą wytrzymałość czy większą siłę). Działają jak pasywne perki i pozwalają delikatnie dostosować styl rozgrywki do własnych preferencji. Do tego dochodzi prosty, ale funkcjonalny system rozwoju postaci, dzięki któremu możemy rozwijać cztery kluczowe cechy Hinako: siłę, poczytalność, staminę oraz liczbę aktywnych amuletów.
Unreal Engine 5 + Silent Hill f = zaskakująco dobra optymalizacja
Gry działające na silniku Unreal Engine 5, nie licząc kilku wyjątków, często mają problemy z płynnym działaniem. Optymalizacja Silent Hill f jest przyzwoita, choć nie bez zarzutu. Na mojej konfiguracji (Ryzen 9 5900x, 32 GB RAM, RTX 4070 Ti) gra działała płynnie w 1440p na maksymalnych ustawieniach z DLSS Quality. Produkcja przez większość czasu utrzymywała 60 klatek na sekundę. Zdarzały się jednak okazjonalne, irytujące spadki płynności i przeskoki kamery, choć nie był to nagminny problem i nie przeszkadzał za bardzo w rozgrywce.
Werdykt: Dobra gra z frustrującym rdzeniem
Czas podsumować recenzję Silent Hill f. To naprawdę dobry horror – z ciekawą, tajemniczą fabułą, gęstym klimatem Japonii i oprawą graficzną, która cieszy oko. Gra potrafi wciągnąć i oczarować – zwłaszcza jeśli ktoś lubi japońską estetykę i narrację.
Niestety, mimo wielu zalet, Silent Hill f ma też wyraźne mankamenty, które potrafią skutecznie popsuć radość z rozgrywki. Na pierwszy plan wysuwa się frustrujący system walki – zbyt ciężki i toporny, by bawić przez całą grę. Poziomy trudności są źle zbalansowane, a zarządzanie ekwipunkiem niepotrzebnie utrudnia zabawę. Nie każdemu spodoba się również to, że aby w pełni zrozumieć i docenić fabułę, trzeba przejść grę co najmniej dwa razy – drugi raz w trybie Nowa Gra+. Dla części graczy może to być zaleta, ale inni poczują się zmuszeni do powtórki. Dodatkowo wysoka cena – aż 339 zł w oficjalnej dystrybucji cyfrowej – może skutecznie zniechęcić do zakupu.
Biorąc to wszystko pod uwagę, choć doceniam klimat, estetykę i pomysłowość tej odsłony, nie mogę wystawić oceny wyższej niż 7/10.