Indiana Jones i Wielki Krąg – recenzja
Zdjęcie: Indiana Jones i Wielki Krąg / Machine Games / Bethesda (wyd. 2024)
Indiana Jones i Wielki Krąg, recenzja – zaczynamy. O tym dziarskim, charyzmatycznym archeologu słyszał chyba każdy. W latach 80 postać ta, odgrywana w filmach Spielberga przez Harrisona Forda, stała się jedną z ikon, jeśli chodzi o przygodowe kino akcji. Nic więc dziwnego, że na przestrzeni lat wielokrotnie tworzono growe adaptacje dla tego poszukiwacza przygód. Potencjał był naprawdę spory, a konkurencja, poza wszystkimi Tomb Riderami, czy przygodami Nathana Draka z serii Uncharted, raczej niewielka. Niestety chyba żadna z gier nie odniosła jakiegoś wielkiego sukcesu. Ostatnie próby miały miejsce w 2009 roku, od tego czasu minęło kilkanaście lat.
Czy Machine Games na czele z Toddem Howardem udało się stworzyć odpowiednią produkcję, która odda hołd i przywróci blask nieco przygasłej już, legendarnej postaci filmów akcji?
Fabuła
Twórcy nowszych odsłon kultowego Wolfenstaina pokazali, że potrafią stworzyć niezwykle dynamiczne, efekciarskie oraz spektakularne pełne rozmachu opowieści, które angażują od początku do samego końca.
Fabuła gry dzieje się w 1937 roku, między wydarzeniami znanymi z filmów „Poszukiwacze Zaginionej Arki” oraz „Indiana Jones i ostatnia krucjata”.
Pewnego wieczoru Profesor Jones budzi się z drzemki w biurze w Marschall College i odkrywa, że doszło do włamania. Indiemu udaje się przyłapać sprawcę na gorącym uczynku. Jest nim tajemniczy olbrzym, który ogłusza naszego bohatera. Po odzyskaniu przytomności archeolog orientuje się, że sprawca ukradł pewien artefakt. Zostawił on również po sobie pewien trop, który wiedzie do Watykanu…
Opowiedziana historia z powodzeniem mogłaby służyć za scenariusz do kolejnego filmu. Nie jest może aż tak odjechana, jak przygody Blaskowitza i zajmuje jej też trochę czasu, żeby się rozkręcić. Jednak jak już to zrobi, to dostaniemy kilka dynamicznych scen, których nie powstydziłby się sam Nathan Drake.
Jak na przygody awanturniczego archeologa przystało, odwiedzimy kilka różnych miejsc na całym świecie. Nie zabraknie też wyrazistych i lekko przerysowanych postaci.
Gra aktorska jest świetna, a wszyscy bardzo dobrze odgrywają swoje role. W postać Jonesa wciela się znakomity Troy Baker, który niesamowicie dobrze naśladuje głos Harrisona Forda. Trzeba również wspomnieć o naprawdę dobrym polskim dubbingu, który posiada ten tytuł. Naprawdę da się go słuchać bez narzekania.
Jest w tym jednak pewien minus. Możemy wybrać tylko pełną wersję angielską lub polską – bez możliwości wyboru lokalizacji kinowej. Niby są już dostępne mody, które obchodzą tę niedogodność, ale takie rzeczy powinny być dostępne w standardzie. Sama długość fabuły wynosi jakieś 12-14 godzin.
Klimat
Jedną z niezaprzeczalnych zalet nowej produkcji Machine Games jest jej klimat. Twórcy pod tym względem naprawdę bardzo się postarali. Pierwsze 10-15 minut gry to odwzorowany niemal 1 do 1
początek z „Poszukiwaczy Zaginionej Arki” (Fragment ze świątynią i ucieczką przed gigantyczną, kamienną kulą). Ponadto znajdziemy tu charakterystyczną muzykę i cutscenki podróży w dane miejsca na świecie, które wyglądają, jakby zostały żywcem wyciągnięte z filmów. Zadbano nawet o takie drobnostki jak ikoniczny odgłos bicza, czy ciosów pieści podczas walki wręcz. Dodatkowo czasem znajdujemy miłe nawiązania do pierwszych 2 filmowych części. To wszystko zostało doprawione specyficznym poczuciem humoru. Dzięki temu całość ma w sobie również tę niesamowitą lekkość znaną z wersji filmowych. Fani uniwersum na pewno będą zadowoleni.
Grafika
Ocena oprawy graficznej była jedną z najtrudniejszych części recenzji Indina Jones i Wielki krąg. Najnowsze dzieło Mechine Games posiada bardzo wysokie wymagania sprzętowe. Natomiast jakość tego, co widzimy na ekranie, jest w najlepszym razie… nierówna. Nie zrozumcie mnie źle, graficznie lokacje zazwyczaj są piękne i szczegółowe. A w kilku miejscach widoki są naprawdę niesamowite. Czuć, że jest to gra triple A. Jednak dżungla w prologu wydala mi się strasznie nienaturalna. Odnosiłem też wrażenie, że modele niektórych postaci mogłyby być zrobione nieco lepiej. Być może zwyczajnie nie spodobał mi się styl graficzny, ale wydawały mi się one nieco sztuczne i plastikowe.
Podsumowując kwestie wizualne, niby wszystko wygląda dobrze i ładnie, ale czasem wydaje się, że grafika jest nieco niewspółmierna do wymagań, jakie ta produkcja stawia PC-tom.
Gameplay i mechaniki rozgrywki
Pod względem gameplay-u mamy tu do czynienia z przygodową grą akcji, przedstawioną za pomocą swoistego miksu perspektywy pierwszoosobowej, która czasem w celu zapewnienia lepszej widoczności (np. podczas wspinaczki) automatycznie przełącza się na widok zza pleców naszego archeologa. Połączenie to działa dość dobrze i nigdy mi nie przeszkadzało. Skoro już jesteśmy przy perspektywie kamery i poruszaniu się, to warto też pochwalić poruszanie się naszej postaci. Movement Indiego jest bardzo gładki i dość płynny co daje przyjemne poczucie responsywności. Aktywności dostępne w grze dzielą się na 4 rodzaje: Przygodę (1 quest główny na daną lokację), Zlecenia (kilka sidequestów na lokacje), Odkrycia, czyli wszelkie znajdźki inne niż notatki, oraz Tajemnice (drobne zadania poboczne, polegające na znalezieniu czegoś i/lub rozwiązaniu jakieś zagadki).
Konstrukcja map oraz zadań jest dwojaka. Kilka razy dostajemy bardziej otwarte i rozlegle mapy wypełnione questami. W pozostałych przypadkach mamy do czynienia z bardziej zamkniętymi lokacjami nastawionymi na wykonanie głównego zadania. Bardziej otwarte lokacje trzeba pochwalić za ich budowę, kilka razy do kluczowych dla zadania miejsc można było się dostać na parę różnych sposobów. Warto wspomnieć, że pomiędzy danymi miejscami na świecie możemy się dość swobodnie przenosić. W przypadku otwartych map gra również sama w naturalny sposób zachęca nas do eksploracji. Podczas myszkowania po lokacjach znajdujemy zasoby niezbędne do ulepszenia naszej postaci oraz kasę do wykupienia różnych przewodników, które ukazują nam różne ciekawe miejsca na mapie.
Levelowanie naszej postaci odbywa się na 2 sposoby. Pierwszy to szukanie buteleczek z lekarstwami, dzięki którym u miejscowego aptekarza możemy zwiększać ilość pasków życia i staminy. Drugi to znajdywanie książkowych poradników, dzięki którym wykupujemy bardziej pasywne umiejętności. Jednak samo znalezienie poradnika to nie wszystko, bo wtedy dostajemy tylko możliwość wykupienia danej umiejętności. Aby ją zdobyć musimy wydać specjalne punkty, które zdobywamy podnosząc notatki i inne znajdki, robiąc zdjęcia aparatem oraz wykonując Zlecenia i Tajemnice.
Na kolejną pochwałę zasługuje system walki wręcz, jest on bardzo prosty i satysfakcjonujący. W zasadzie stanowi on główny sposób radzenia sobie z przeciwnikami. Oprócz pięści możemy okładać oponentów bardzo dużą ilością improwizowanego oręża. Od drewnianych pałek, metalowych rur i buzdyganów, po miotły, patelnie, szczotki, trzepaki, a nawet… przetykacze do kibelka. Żałujcie, że nie widzieliście mojego złowrogiego uśmiechu, kiedy dorwałem takie cudo po raz pierwszy i zacząłem się skradać do niczego nieświadomego strażnika!
W nowej produkcji Machine Games znajdziemy również broń palną, ale niestety można ją nazwać niewypałem. Aż dziw bierze, że studio odpowiedzialne za 2 kapitalne shootery tak bardzo zepsuło feeling strzelania. Jest on niesamowicie sztywny i nierealistyczny (potrzeba kilku headów by przeciwnik padł). Oprócz kultowego rewolweru Indiego podnosimy też broń poległych, ale możemy jej używać tylko do opróżnienia magazynka. Jedynym plusem broni palnej jest to, że możemy ją przekształcić w improwizowaną maczugę, ale w mojej opinii byłoby lepiej, gdybyśmy w grze nie mogli z niej korzystać wcale.
Kolejną wielką wadą, która wręcz woła o pomstę do nieba, jest AI przeciwników, która praktycznie nie istnieje. Oponenci idą prosto na nas, czasem zrobią unik, bądź zablokują cios, ale to wszystko. Serio czasem wrogowie nie orientują się, że ich kumple, będący zaledwie parę metrów dalej, dostali właśnie oklep. Dawno nie widziałem w grach tak słabej sztucznej inteligencji.
Optymalizacja
Pomimo wygórowanych wymagań sprzętowych recenzowana produkcja bardzo dobrze działała na mojej konfiguracji (Ryzen 9 5900x, 32GB Ram 3600 mhz DDR4, i RTX 4070 Ti). Na ustawieniach Ekstremalnych i DLSS Quality gra niemal cały czas trzymała 60 klatek z drobnymi spadkami.
Na pochwale zasługiwały też czasy wczytywania gry, były one niesamowicie szybkie, Gra praktycznie płynnie przechodziła z głównego menu do normalnej rozgrywki jedną, kilkusekundową animacją. Zrobiło to na mnie niesamowite wrażenie.
Niestety osobny akapit muszę poświecić Path Tracing-owi. Aktywowanie najniższych możliwych ustawień związanych z Patch Tracingiem po prostu uniemożliwiło rozgrywkę. Nawet z włączanym Frame Generation byłem w stanie wyciągnąć ledwo 20 klatek. Niemniej taki rezultat był do przewidzenia. Path Tracing to niesamowicie zasobożerny ficzer i nawet potwory pokroju RTX 4090 mają z nim problem.
Dodatkowo zauważyłem, że gra czasem może zcrashować do pulpitu. Zdarzyło się to jednak tylko kilka razy i tylko w przypadku pauzowania gry i pozostawienia jej w takim stanie na chwilę.
Podsumowanie Indiana Jones i Wielki Krąg recenzja
Najwyższa pora przejść do podsumowania recenzji Indianna Jones i Wielki Krąg. Nowa produkcja Machine Games to naprawdę udany tytuł, niepozbawiony jednak kilku kluczowych wad.
Mamy tu dobrą fabułę, która świetnie wpasowuje się w uniwersum Indiany Jonesa. Dodatkowo dopełniają ją świetny oryginalny voice acting (i całkiem niezły polski dubbing) oraz wprost idealnie odwzorowany klimat. Dochodzą do tego dobrze zaprojektowane mapy i lokacje oraz świetny, dający masę frajdy system walki wręcz.
Z drugiej strony AI przeciwników jest po prostu tragiczne i jest to chyba największa bolączka tej produkcji. Niewiele lepszy jest feeling strzelania, który został potraktowany po macoszemu. Bardzo dobra oprawa graficzna w mojej opinii ma kilka niedociągnięć.
Niemniej nowa odsłona przygód awanturniczego archeologa to dla fanów pozycja obowiązkowa. Ci, którzy lubią serię Tomb Rider lub Uncharted również powinni znaleźć w niej coś dla siebie.
Co prawda sama gra w dniu premiery kosztuje 299 zł, więc nie jest to mała kwota. Jednak tu z pomocą przychodzi Game Pass, gdzie w ramach abonamentu możemy ją ograć za jakieś 5 dyszek.