Śmierć w grach wideo – jak przedstawiana jest w różnych kulturach
Opublikowano: 01.11.2025
Autor: Jakub Bugielski
						Z okazji Uroczystości Wszystkich Świętych, znanego też po prostu jako Święto Zmarłych, postanowiliśmy zbadać nieco niecodzienną tematykę, jaką jest śmierć w grach wideo. Jak przedstawiana jest ona w oparciu o różne kultury na świecie i w jak dużym stopniu wpływa to potem na rozgrywkę. Czy zawsze jest mroczna, smutna i przytłaczająca – a może potrafi być radosna?
Śmierć, która nie kończy gry
W grach wideo śmierć ma wiele żyć. Bywa karą za błąd, narracyjnym katharsis, metafizycznym żartem lub punktem zwrotnym fabuły. Czasem jest mechaniką – powtarzalnym ekranem Game Over – a czasem momentem, który potrafi naprawdę zaboleć. To właśnie w wirtualnych światach uczymy się, że śmierć nie zawsze oznacza koniec, lecz często początek: nowego podejścia, nowej ścieżki, a czasem odblokowania nowych mechanik rozgrywki.
Od barwnych meksykańskich fiest, przez słowiańskie Dziady i japońskie święta Obon, aż po zachodnie Halloween — każda tradycja mówi coś innego o tym, jak człowiek próbuje zrozumieć nieuniknione. A gry wideo, będące zwierciadłem kultury, tworzą z tego mozaikę pełną duchów, wspomnień i symbolicznych respawnów.
Meksyk i Ameryka Łacińska – Día de los Muertos, czyli śmierć w rytmie fiesty
W Ameryce Łacińskiej śmierć nie chowa się w cieniu – siada przy stole. Día de los Muertos, obchodzone 1 i 2 listopada, to barwne, pełne muzyki i wspomnień święto, podczas którego rodziny odwiedzają groby bliskich, przynosząc jedzenie, kwiaty i świeczki. Na ołtarzach stawia się fotografie zmarłych, ich ulubione potrawy i przedmioty, które kochali za życia. Cukrowe czaszki, kolorowe papierowe girlandy i zapach nagietków sprawiają, że śmierć staje się tu zaproszonym gościem, a nie kimś, przed kim trzeba uciekać. W meksykańskiej tradycji zmarli wracają, by na chwilę być z bliskimi — to rodzinne spotkanie między światami, nie koniec historii.
Ten wyjątkowy stosunek do śmierci doskonale uchwycił klasyk – Grim Fandango. W tej przygodówce gracz trafia do świata inspirowanego aztecką mitologią, w którym dusze zmarłych odbywają długą podróż przez krainę umarłych, zanim dotrą do ostatecznego spoczynku. Całość przypomina surrealistyczną wersję życia po życiu — pełną biurokracji, absurdu i czarnego humoru. To historia, w której nawet kostucha ma serce, a ironia i melancholia tworzą niezwykły hołd dla meksykańskiego spojrzenia na śmierć jako kolejny etap wędrówki, nie jej kres.

Grim Fandango Remastered
Podobnie Guacamelee! przekształca motyw Día de los Muertos w radosną metroidvanię, gdzie bohater walczy między światem żywych i zmarłych w rytmie latynoskiej muzyki. Kolorowe maski luchadorów, rytualne dekoracje i taniec między dwoma rzeczywistościami pokazują, że w tej kulturze śmierć nie jest tragedią – to część życia, które trwa nadal, tylko w innej formie.

Guacamelee! Super Turbo Championship Edition
Środkowa i Wschodnia Europa – duchy przodków, dziady i cicha pamięć
W naszej części świata śmierć nie jest widowiskiem – to rytuał pamięci. Polskie Zaduszki i dawne obrzędy Dziadów mają w sobie coś z nocnego szeptu między pokoleniami. Zamiast kolorowych parad i muzyki, pojawia się cisza, światło zniczy i zapach wosku. Wierzono, że w tym czasie dusze przodków powracają, by ogrzać się przy ogniu, posłuchać modlitwy i na chwilę znów być częścią wspólnoty. To święto zadumy, nie strachu – świeczka zamiast konfetti, rozmowa zamiast krzyku.
Ten duchowy ton doskonale oddaje Wiedźmin 3: Dziki Gon, w zadaniu „Dziady”. To jeden z moim zdaniem najciekawszych momentów w grze, gdzie Geralt uczestniczy w rytuale przywoływania zmarłych, by pomóc im odnaleźć spokój. To moment, w którym magia i wiara splatają się z ludzką potrzebą pamięci – zmarli nie są potworami, lecz głosami, które wciąż chcą być usłyszane.

Wiedźmin 3: Dziki Gon
Podobne emocje towarzyszą grze The Medium, stworzonej przez krakowskie studio Bloober Team. To opowieść o kobiecie, Mariannie, potrafiącej jednocześnie istnieć w dwóch rzeczywistościach – świecie żywych i świecie duchów. Jej dar nie jest darem w pełnym tego słowa znaczeniu, lecz ciężarem, który pozwala jej dostrzegać to, co inni próbują zapomnieć. Każde spotkanie z duchem to nie walka, lecz rozmowa z bólem, który nie odszedł. W tej grze śmierć jest ciszą po tragedii, a duchy to wspomnienia, które wciąż proszą o zrozumienie.

The Medium
Z kolei Kholat, inspirowany tajemniczym wydarzeniem z 1959 roku na Przełęczy Diatłowa, przenosi gracza w sam środek syberyjskiej pustki, gdzie śmierć przybiera formę zimna, ciszy i niepewności. Nie ma tu duchów w klasycznym sensie, lecz ich obecność czuć w każdym podmuchu wiatru. Gra nie straszy efektami, tylko świadomością, że prawdziwa groza kryje się w tym, czego nie da się wyjaśnić. To narracja o ludzkiej kruchości i o tym, że niektóre tragedie stają się wiecznym echem – tak jak wspomnienia, które nigdy nie odchodzą w pełni.
Japonia – gdy duchy mieszkają tuż obok
W japońskiej kulturze granica między światem żywych a światem duchów jest cienka jak papier. W filozofii buddyjskiej i wierzeniach sintoistycznych zmarli nie odchodzą całkowicie – pozostają blisko, towarzyszą rodzinom, a ich obecność budzi raczej szacunek niż lęk. Obchody święta Obon, podczas którego dusze przodków powracają, by odwiedzić bliskich, są wyrazem wdzięczności i troski. W japońskiej tradycji duchy nie są istotami złowrogimi, lecz częścią świata, który trwa w harmonii – żyją pośród nas, nie zawsze po to, by straszyć. Widać to szczególnie w japońskiej mandze i anime, nie brak jednak gier nawiązujących do tej tematyki.

Okami HD
Gra Ōkami doskonale oddaje to duchowe spojrzenie na świat. Gracz wciela się w wilczą postać bogini słońca Amaterasu, która przywraca równowagę naturze i ludziom, walcząc nie tyle z potworami, co z zepsuciem i zapomnieniem. Bogowie, demony i duchy przodków nie są tu odrębnymi bytami – współistnieją z ludźmi, pomagają im lub wystawiają ich na próbę. „Ōkami” pokazuje, że w japońskiej kulturze granica między światem duchów, natury i człowieka właściwie nie istnieje – wszystko jest częścią tego samego, żywego kręgu.
Inne, bardziej mroczne spojrzenie przynosi seria Fatal Frame, w której duchy nawiedzają opuszczone świątynie i domostwa. Broń gracza? Nie miecz, nie zaklęcie – a aparat fotograficzny. Uwiecznienie ducha w obiektywie to akt zarówno obrony, jak i współczucia: próba zrozumienia, kim był i dlaczego został.

FATAL FRAME / PROJECT ZERO: Maiden of Black Water
Z kolei w Ghostwire: Tokyo duchy przejmują miasto, w którym nagle zniknęli wszyscy żywi. Wśród neonów i pustych ulic duchowość Japonii zderza się z nowoczesnością, a stare legendy wkraczają w cyfrową przestrzeń. To nie horror, lecz przypomnienie, że nawet w świecie pełnym technologii przodkowie wciąż spacerują obok nas – czasem niezauważeni, ale zawsze obecni.
Ameryka Północna i Zachód – gdy śmierć staje się rozrywką
W zachodnim świecie śmierć często nosi kostium potwora z Halloween. To nie czas na zadumę, lecz na widowisko – pełne krzyczących duchów, zombie i jumpscare’ów. Tutaj śmierć jest przede wszystkim fizyczna, brutalna, widoczna. Serie takie jak Left 4 Dead czy Dead Rising nie mówią o przemijaniu, lecz o przetrwaniu. Zamiast duchów – mamy hordy nieumarłych, a walka toczy się nie o duszę, ale o ciało. To apokalipsa w wersji rozrywkowej, w której krew i adrenalinę podaje się zamiast zniczy.

Dead Rising Deluxe Remaster
Ale nawet wśród trupów można się uśmiechnąć. W klasycznym MediEvil śmierć przybiera groteskową formę: rycerz-zombie Sir Daniel Fortesque powraca z zaświatów, by uratować królestwo, które kiedyś zawiódł. Humor i makabra idą tu w parze, tworząc historię o drugiej szansie – dosłownie po śmierci.

Costume Quest
Z kolei Costume Quest pokazuje śmierć w wersji „cukierek albo psikus”. Dzieci przebierają się za potwory, by walczyć z prawdziwymi monstrami w świecie przypominającym halloweenowy sen. Groza jest tu umowna, a śmierć – tylko elementem zabawy.
Afryka i Karaiby – między życiem a Loa
W kulturach Afryki i Karaibów śmierć nie oznacza końca, lecz przejście w inny stan istnienia. Wierzenia voodoo łączą świat ludzi i duchów, a zmarli – zwani loa – nie odchodzą daleko. Czasem pomagają, czasem karzą, ale zawsze pozostają częścią codzienności. Obrzędy, tańce i muzyka to formy dialogu z tym, co niewidzialne. Śmierć nie jest tu tabu – to naturalny element życia, który potrafi być potężny, niepokojący i piękny jednocześnie.

Shadowman Remastered
Ten duchowy klimat świetnie oddaje gra Shadow Man z 1999 roku. Gracz wciela się w Mike’a LeRoi – człowieka obdarzonego mocą przechodzenia między światem żywych a krainą umarłych, zwaną w grze Deadside. Czerpiąc z wierzeń voodoo, gra tworzy ponury, symboliczny świat, w którym duchy i demony są tak samo realne jak ludzkie grzechy. Shadow Man nie tylko straszy, ale też przypomina, że śmierć to nie pustka, lecz siła, z którą człowiek musi się nauczyć żyć. A przy okazji to jedna z najbardziej oryginalnych gier z poprzedniego tysiąclecia – która w 2021 dostała remaster, który gorąco polecamy!
Cyfrowe cmentarze – pamięć, która nie znika po wylogowaniu
W świecie gier wideo śmierć coraz częściej przestaje być mechanicznym „respawnem”, a staje się aktem pamięci. W rozległych światach MMO, takich jak World of Warcraft, pojawiają się miejsca poświęcone prawdziwym ludziom – graczom, twórcom i bliskim deweloperów, którzy odeszli. Jednym z najbardziej znanych przykładów jest Ibelin, gracz, którego memoriał przygotowany przez twórców możemy znaleźć w grze. W Azeroth można też natknąć się na subtelne pamiątki po zmarłych pracownikach Blizzarda i ich rodzinach – tablice, groby, czy przedmioty z ukrytymi dedykacjami. Nawet słynny aktor Robin Williams, miłośnik World of Warcraft, został w nim upamiętniony jako postać o imieniu Robin – pełna ciepła i poczucia humoru, które towarzyszyło mu za życia.
W innych tytułach także widać, jak wirtualne przestrzenie stają się cyfrowymi cmentarzami. W Minecraft społeczność uczciła pamięć Technoblade’a, jednego z najpopularniejszych twórców związanych z grą. Na serwerze Hypixel powstał specjalny memorial, do którego gracze przychodzili pozostawiać wiadomości. Jego postać została też symbolicznie uwieczniona w oficjalnym filmie Minecraft. To znak, że nawet w świecie zbudowanym z sześcianów można zachować coś bardzo ludzkiego – pamięć i wdzięczność.
Gdy koniec staje się początkiem – refleksja o śmierci w grach
Śmierć w grach wideo to temat, który łączy kultury, emocje i wspomnienia – od rytuałów po piksele. Dla jednych jest początkiem nowej przygody, dla innych – momentem refleksji lub sposobem na oswojenie tego, co nieuchronne. Meksykańskie święto zmarłych zamienia ją w barwne spotkanie rodzin, słowiańskie Dziady w cichy dialog z przodkami, a japońskie Obon – w harmonijne współistnienie światów. Zachód traktuje ją z przymrużeniem oka, tworząc widowiska o zombie i duchach, podczas gdy w kulturze voodoo śmierć staje się siłą obecności. Nawet cyfrowe światy potrafią dziś upamiętniać tych, którzy odeszli – jak Technoblade w Minecraft czy Robin Williams w World of Warcraft. Gry pokazują, że śmierć, choć nieunikniona, może być także formą pamięci – zarówno o bohaterach, jak i o ludziach, którzy nadali tym światom sens.
PS. wiemy, że pominęliśmy tutaj tonę gier opisujących czy nawiązujących do śmierci. Przykładem niech będzie Planescape: Torment czy nowsze Torment: Tides of Nunemera. Obie produkcje są właściwie filozoficznymi traktatami o śmierci, tożsamości i pamięci, choć pokazują je w nieco inny sposób. Jest też przesiąknięty czarnym humorem Blood. Jest też w końcu Graveyard Keeper, gdzie wcielamy się w grabarza – a co bardziej kojarzyć może się nam ze śmiercią? Jeśli tekst Wam się spodoba, do tematu z pewnością jeszcze wrócimy i przyjrzymy się innym pozycjom!

